Stałem przez okazałą willą swojego
klubowego kolegi – Xabiego Alonso. Dom wyglądał przepięknie, miał jasną
elewację i duże okna. Front ozdabiały dwie gotyckie kolumny, które przypominały
mi wille z brazylijskich telenowel, które w dzieciństwie oglądałem nałogowo.
Nacisnąłem na dzwonek, a zaraz
potem w drzwiach stanął uśmiechnięty Xabi. Za nogawkę trzymał go mały brzdąc, 1,5
– letni synek Jon, który przywitał mnie niepewnym spojrzeniem. Był bardzo
nieufny i chował się za nogami taty, ale im dłużej byłem w jego domu, tym
bardziej mnie lubił. Miałem smykałkę do dzieciaków. Marzyłem o dużej rodzinie,
którą mógłbym stworzyć z Julią, ale teraz wszystkie moje plany musiały ulec
radykalnej zmianie. Na nowo zacząłem układać sobie przyszłość w głowie, jednak
nie była ona już tak kolorowa jak przedtem.
Zza pleców Xabiego wyłoniła się
wysoka kobieta, z klasyczną urodą, zarysowanymi kościami policzkowymi i
brązowymi włosami. Przyciągała uwagę swoim ciepłym uśmiechem i zaokrąglonym
brzuszkiem.
- Dzień dobry – przywitała się i
podeszła do mnie z wyciągniętą dłonią. – Jestem Nagore. Bardzo miło mi cię
poznać, Ricardo. Xabi wiele o tobie opowiadał.
- Naprawdę? To miło. Ja również
wiele o tobie słyszałem. Proszę – powiedziałem, wręczając jej zawiniętą w biały
papier butelkę wina. – Wybacz mi ten nietakt. Xabi nie mówił, że spodziewacie
się dziecka. Przyniósłbym kwiaty albo jakieś słodkości.
- Nic nie szkodzi. Zapraszam do
środka – rzekła i ruszyła w głąb mieszkania.
- Dla ciebie też coś mam. – Kucnąłem
przed małym chłopczykiem i zza marynarki wyjąłem małe autko. – Proszę.
- Co się mówi, Jonxu?
- Kuję – wyszeptał i potruchtał za
mamą.
- Nie miałeś problemu z dojazdem?
- Nie, nie. Miałem dobrego pilota
– zaśmiałem się.
Dom Xabiego robił wrażenie nie
tylko z zewnątrz, ale także wewnątrz. Wszystko było do siebie idealnie
dopasowane. Od razu wyczuwało się kobiecą rękę. Nagore miała dobry gust i
urządziła dom z klasą, a jednocześnie prostotą, tak, aby każdy czuł się
swobodnie. Nie było zbędnego przepychu, nonszalancji, drogich sprzętów i luster
oprawionych w złote ramy. Taki wystrój ma się przed oczami, kiedy wspomina się
o rodzinnym domu.
- Jak się miewasz, Ricky? –
zapytała Nagore, podając ostatnie półmiski i zajmując miejsce obok męża. –
Podoba ci się Madryt?
- Bardzo, aczkolwiek nie
zwiedziłem za wiele.
- Duże miasto i nie starcza czasu,
aby wszystko zobaczyć. Sami mamy z tym problem – rzekła, spoglądając na
Xabiego. – Uwielbiam chodzić do kina, teatru, ale póki co musimy to odłożyć na
dalszy plan. Jeszcze nie skończyliśmy się urządzać.
- Naprawdę? Nie odnosi się takiego
wrażenia. Wasz dom wygląda rewelacyjnie.
- Dziękuję – odparła z uśmiechem
kobieta. – Dom to był priorytet, dlatego cały czas od przyjazdu tutaj
poświeciliśmy właśnie jemu, ale szukam jeszcze miejsca na swój sklep. Prowadzę
jeden butik w San Sebastian z ubrankami dla dzieci i chciałabym też otworzyć
biznes tutaj.
- To interesujące. Bardzo fajny
pomysł.
Wspaniale czułem się w rodzinie
Xabiego. Małżonkowie mieli takie ciepłe relacje, od razu wyczuwało się ich
wielką miłość. Pozazdrościłem im tej więzi, bo jeszcze nie tak dawno sam
kochałem jak wariat swoją Julię. Teraz moje serce przepełniał smutek i
rozgoryczenie, choć z każdym dniem coraz mniejsze. Ciężko było się pogodzić ze
śmiercią ukochanej osoby, ale czas leczył rany. Nie mogłem żyć przeszłością,
mimo iż wciąż pamiętałem o ukochanej.
Rozmowa się toczyła, poruszyliśmy
mnóstwo tematów – interesujących i nudnych, wrażliwych i przeraźliwych,
radosnych i smutnych. W ten sposób dotarliśmy do najgorszego dla mnie wątku.
- Nie, przyjechałem do Madrytu sam
– odparłem smutno na pytanie uroczej małżonki Xabiego. – W Mediolanie miałem
dziewczynę, ale zmarła na raka. Od roku z nikim się nie spotykam, a
przeprowadzka tutaj ma być dla mnie lekarstwem. Pewnego rodzaju wybawieniem, bo
czuję, że się zatrzymałem. Utknąłem gdzieś na dnie i potrzebuję jakiegoś
czynnika, aby się podnieść i ruszyć przed siebie.
- Jejku, tak mi przykro –
powiedziała współczująco. – Jeśli będziesz potrzebować towarzystwa, to zawsze
możesz do nas wpadać. Z chęcią wybrałabym się z dwójką przystojnych mężczyzn do
kina bądź teatru – dodała z rozbrajającym uśmiechem.
- Dziękuję, Nagore –
odpowiedziałem. – Oh, zapomniałbym! Potrzebuję pomocy, ale nie wiem do kogo
mógłbym się zgłosić.
- Słuchamy…
- Szukam osoby, która umie
malować. Dokładnie chodzi mi o ozdoby ścienne, bo mam jedną niezagospodarowaną
ściankę, nie jest zbyt duża, ale pomyślałem sobie, że jakiś pastelowy bluszcz
wyglądałby na niej całkiem nieźle. Wciąż nie potrafię się odnaleźć w Madrycie w
sprawach zakupów lub usterkowych rzeczy.
- Nie ma problemu – odparł Xabi i
wstał od stołu. – Poszukamy w książce telefonicznej, a jak nie tam, to od czego
jest Internet.
- Ja jeszcze nie zdążyłem
podłączyć sieci do komputera. – Wstyd się było przyznać, ale taka prawda.
Internet nie był moją mocną stroną, nie potrafiłem się po nim poruszać. A poza
tym wolny czas wolałem spędzać słuchając relaksującej muzyki lub czytając
ulubioną książkę, a nie czytając plotki na temat sławnych i popularnych tego
świata.
- Xabi! – rzekła nagle Nagore. –
Przecież ta wasza koleżanka z klubu ponoć nieźle maluje. Pamiętasz jak Marcelo
nam ją proponował?
- Tak, ale ona to robi
nieprofesjonalnie.
- Nic nie szkodzi – odparłem. – W
sumie to chyba nawet lepiej, że na nią padło, bo przynajmniej ją znam. Lepiej
jest zapłacić znajomemu niż obcemu. Macie do niej jakieś namiary?
- Ja nie mam, ale zapytaj jutro
Marcelo. On ma z nią dobry kontakt, więc na pewno ma numer telefonu bądź adres
– odpowiedział Xabi. – Jeśli się nie zgodzi to powiedz, poszukamy czegoś
innego.
- Jasne, bardzo wam dziękuję.
Wracając do domu zastanawiałem
się, czy fatygowanie Oliwii to naprawdę dobry pomysł. Nie znaliśmy się za
dobrze, mimo iż kilka razy ucięliśmy sobie interesujące pogawędki. Lubiłem
zagadywać ją o zdjęcia z treningów, czasami spotykaliśmy się w kawiarni, którą
obydwoje sobie upodobaliśmy. Była miłą, interesującą dziewczyną. Wiedziałem, że
ma wiele zainteresowań, ale nie wspominała o malarstwie. Ciekawie będzie
spędzić z nią kilka godzin przy wspólnej pracy. Miałem nadzieję, że się zgodzi.
Tygodnie mijają dzień za dniem, a ja wciąż czuję się obco w Madrycie.
Bardzo mi się tu podoba, ludzie są mili i przyjaźni, kibice jedyni w swoim
rodzaju, kolegów mam niezwykle pomocnych, trener to profesjonalista. Nie mam na
co narzekać, bo wszyscy robią co w ich mocy, aby mi pomóc. Jednak brakuje mi
Ciebie, Julio.
W oczach wszystkich moich znajomych widzę litość i smutek. Nie chcę być
przyczyną ich złego samopoczucia, dlatego staram się zmienić. Uśmiecham się,
żartuję z Marcelo i Cristiano, zaprzyjaźniłem się z Xabim i jego małżonką.
Spędzam z nimi czas spacerując po parkach lub wychodząc do kina bądź teatru.
Chcę się pokazać z innej strony, bo ileż można trwać w tej pustce. Ciebie już
nie ma i nic tego nie zmieni, a ja jestem i chcę cieszyć się życiem.
Powinienem coś zmienić. Madryt był pierwszym krokiem, ale to tylko
początek. Teraz czas na kolejne kroki. Zdobywam przyjaciół i zaczynam zdobywać
miłość kibiców. Chyba w moim życiu zaświeci słońce. Mam taką nadzieję, że
odzyskam spokój, mimo iż byłaś i jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Czuję
Twoją obecność, wiem, że nade mną czuwasz.
Dziękuję Ci za to, kochana.
__________
Na razie mało ciekawie, ale niebawem postaram się podkręcić akcję :)
Oooooooooooooooooooch. <3
OdpowiedzUsuńJak miło, że Nagore i Xabi są tak cudowną parą, i pomagają Ricky'emu się zadomowić w Madrycie, a nawet wydaje mi się, że on małymi kroczkami do siebie dochodzi. W dodatku, to wspólne malowanie z Oliwią... No cóż, będą ze sobą spędzać więcej czasu, co sprawi, że może się między nimi narodzi jakaś więź. :) Trzymam za nich kciuki!
Fajnie, że Xabi z żoną zabierają ze sobą Rickyiego przynajmniej może się od tego wszystkiego oderwać i całkiem dobrze mu to wychodzi.
OdpowiedzUsuńKibicuję jemu i Oliwii, nie mogę się już doczekać, aż się zbliżą do siebie przy tym malowaniu. Czekam na kolejny.
bardzo podoba mi się ten rozdział. Xabi i Nagore są takim idealnym małżeństwem! tylko pozazdrościć! Kaka ma wielkie szczęście, że może liczyć na takich ludzi, jak oni! fajnie, że znów Ricky będzie mógł spędzić troszkę czasu z Oliwią. za każdym razem, gdy czytam jego wypowiedzi do Julii w pamiętniku to mam ochotę się rozpłakać. Kaka tak pięknie się o niej wyraża! czekam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńCiągle płaczę gdy pisze w pamietniku do julii, to takie romantyczne. Mam nadzieje,ze w końcu zazna szczęścia, cieszę się,że ma Xabiego i jego żonę:)
OdpowiedzUsuńJak ja bym chciała aby za kilkanaście lat moje małżeństwo było tak udane jak Xabiego i Nagore. Idealnie do siebie pasują, jak te dwie połówki jabłka.
OdpowiedzUsuńWierzę, że u Rica będzie teraz tylko lepiej, że za sprawą przyjaciół zacznie cieszyć się życiem.
A te słowa w pamiętniku, tak mi się zawsze smutno na sercu robi po ich przeczytaniu,
Cieszę się, że Ricardo znalazł przyjaciół w Madrycie! Czuje, że w nowym mieście znów w jego życiu zagości uśmiech :) Czekam na nowość!
OdpowiedzUsuńA tam mało ciekawie.Fajnie się czytało:)
OdpowiedzUsuńCo tak krótko? Skończył się, zanim się zaczął :( Ej nooooo!
OdpowiedzUsuńOliwia będzie malować jego ścianę? Haha... bliżej się poznają. Nareszcie. Ciekawe, czy spodoba mu się jej dzieło. Pewnie tak. :)