1 lutego 2013

14. Wesele Stelli


#OLIWIA#

Ubrałam na siebie czerwoną krótką sukienkę bez ramiączek oraz pasującą do niej złotą bransoletkę. Dobrałam do tego czarną kopertę, buty na obcasie tego samego koloru, a włosy spięłam w elegancki kok. Ślub przyjaciółki to duże wydarzenie, zwłaszcza kiedy się pełni rolę świadka.
To prawda, że miałyśmy wiele perypetii, ale poza tym, że ukryła przede mną swoją poprzednią tożsamość, to zawsze była dla mnie najlepszą przyjaciółką. Mogłam na nią liczyć o każdej porze dnia i nocy. Nie znałam jej wcześniejszego życia. Dla mnie od zawsze była Stellą Gennaro, więc bez wahania zgodziłam się piastować rolę świadka.
- I jak? – zapytałam, wychodząc ze swojego pokoju. Zrobiłam dwa kółeczka wokół własnej osi, aby zgromadzeni panowie mogli podziwiać mnie w pełnej okazałości.
- Przepięknie – odpowiedział Adam i podszedł do mnie, aby mnie czule ucałować.
- Oli, czy ty wiesz, że to Stella powinna być gwiazdą tego wieczoru? – zarechotał Victor. – W takim wdzianku będziesz zwracać większą uwagę niż panna młoda. Ej, Adi, a ty nie będziesz zazdrosny, kiedy wszyscy faceci będą wyrywać ci laskę?
- Victor – skarciłam go.
- Ja tylko mówię.
Podniósł ręce w geście obronnym i ruszył do swojego pokoju. Powrócił po kilku minutach z rażąco różową marynarką.
- O fuck! Oli, dlaczego ta kiecka jest czerwona – zbulwersował się. – Zobacz, teraz będziemy się gryźć.
- No trudno.
- Trudno? Jesteśmy świadkami. Weź lepiej do mnie nie podchodź.
- Masz to jak w banku. Twoja marynarka jest co najmniej… dziwna.
- Odwal się, dobrze? To nie jest tylko ślub! To także cudowna okazja, aby znaleźć w końcu kogoś porządnego. Stella mówiła, że wśród gości będzie paru panów, którzy powinni mi się spodobać – powiedział, zacierając ręce. Pokręciłam głową z dezaprobatą i pogoniłam go, bo czas już nas gonił. Nie mogliśmy się spóźnić.
Kościół udekorowany został białymi kwiatami oraz romantycznymi świecami. Zebrani goście prezentowali się bardzo elegancko i wytwornie, a zwłaszcza Ricardo, który chyba wziął przykład z Xabiego Alonso. Kaka od razu zwrócił moją uwagę. Nie tylko z powodu wyglądu. Zaskoczyło mnie to, że pojawił się na ślubie Stelli w towarzystwie pewnej nieznanej mi kobiety. Była ładna, nawet bardzo. W podbrzuszu poczułam dziwne ukłucie, coś jakby zazdrość. Adam ścisnął moją dłoń, a ja od razu się do niego uśmiechnęłam.
Wiem, że mój powrót do Adama był wielkim zaskoczeniem dla wszystkich znajomych. Ja sama nigdy bym nie przypuszczała, że tak się właśnie stanie, ale jak to mawiał Kaka – życie pisze przeróżne scenariusze.
Zdecydowałam się dać Adamowi drugą szansę. Urzekło mnie to, że kupił dla nas dom i pomimo tego, że to nie leżało w jego naturze, chciał się ustatkować. Chciał tego dla mnie, bo tego potrzebowałam. To ja wszystko psułam w naszym związku. Być może za dużo wymagałam, nie słuchałam co do mnie mówi, a ultimatum z zaręczynami było dziecinne. Teraz inaczej podchodzę do naszego związku i póki co wszystko układa się doskonale.
Miałam ciężki orzech do zgryzienia, bo przecież w moim życiu i sercu pojawił się Ricky. Był dla mnie bardzo ważny, lubiłam go, szanowałam i kochałam. Jednak nie było to tak silne uczucie jak mi się wydawało. Kiedy zobaczyłam jak Ricardo traktuje Stellę, jak się do niej odnosi, jak na nią patrzy, zrozumiałam, że mnie nigdy nie będzie tak traktować. Zabolało mnie to, dlatego też dla dobra nas wszystkich, wybaczyłam Adamowi.
I ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam go w towarzystwie tej zjawiskowej brunetki.
- Czy ty, Stello, bierzesz sobie za męża tego oto Rafaela?
- Tak – odparła z promiennym uśmiechem, spoglądając z miłością w oczy swojego partnera.
- A ty, Rafaelu, bierzesz sobie Stellę za żonę?
- Tak.
- Stello, Rafaelu, ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Rozejrzałam się po twarzach zebranych gości. Adam posłał mi najbardziej rozbrajający uśmiech na jaki było go stać. Rozmawialiśmy na temat naszego potencjalnego ślubu i ustaliliśmy, że jeszcze z nim poczekamy, aczkolwiek Adamowi nagle spodobały się tematy weselne i cieszył się jak dziecko. Victor stał po przeciwnej stronie i dyskretnie wycierał mankietem spływające po policzkach łzy, a Ricardo uśmiechał się do Stelli i kiedy ich spojrzenia się spotkały, puścił oczko. Chyba cieszył się jej szczęściem.

- Poznajcie się – powiedział Ricardo. – To jest Oliwia, a to Bella.
- Bardzo mi miło – rzekłam.
- Mi również. Ricardo wiele mi o was opowiadał – powiedziała z uśmiechem, zerkając na mnie, Adama i Victoria.
Chciałabym powiedzieć to samo, ale nie mogłam. Ostatnio nie miałam najlepszego kontaktu z Brazylijczykiem, mimo iż wciąż darzyłam go wielką sympatią.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – rzucił Victor. Ukłonił się szarmancko i odszedł w poszukiwaniu jakiegoś wolnego mężczyzny do tańca.
- Co słychać?
- W porządku, Ricky – odparłam. – Wydaje się, że wszystko zaczyna się układać.
- Na to wychodzi.
- A co u ciebie?
- Podobnie. Powoli zapominam o przeszłości. Chcę na nowo zacząć żyć.
- Z Bellą? – zapytałam, spoglądając na kobietę, która w międzyczasie odeszła w stronę baru.
- Nie znamy się długo. To siostra żony Xabiego.
- Ale podoba ci się i lubisz ją. Inaczej nie byłoby jej tutaj.
- Masz rację. Skoro ty mnie wysta… Przepraszam, nie powinienem był tego mówić.
- Nie, nie. W porządku, Ricardo. Masz całkowitą rację. Nie zachowałam się najładniej. Zasługujesz na wyjaśnienia.
- To nie czas, ani miejsce na takie rozmowy, prawda? – rzekł z uśmiechem. – Jeszcze będziemy mieli szansę to sobie wyjaśnić.
- Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu.
- Wiesz, że ja nie potrafię długo się gniewać na ludzi. A tym bardziej na ciebie, bo jakby nie było, bardzo mi pomogłaś „powrócić do świata żywych”.
- Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziałam i nieśmiało cmoknęłam go w policzek.
- Tak jak ty na mnie.
- Oliwia! – Nagle koło nas pojawił się Adam z szerokim uśmiechem na twarzy. – Twoja ulubiona piosenka! Zatańczymy?
- Pewnie. Ricardo.
- Oliwia – skinął głową.
- Dobrej zabawy! – krzyknęłam na odchodne i zatopiłam się w tłumie roztańczonych gości.



KONIEC
__________
A więc tak... Zacznę od przeprosin, bo bardzo długo musieliście czekać na końcówkę tego opowiadania. Przyczyna? Jaki rozdział, to każdy widzi - krótki i beznadziejny, daleki od tego co chciałam osiągnąć, ale na nic więcej mnie obecnie nie stać. Na szczęście to już koniec :)

Dziękuję osobom, które tutaj zaglądały, czytały i komentowały. Uwielbiam Was!!! <3

P.S. Nie wiem co z ewentualnym nowym blogiem. Obecnie mam brak weny i wydaje mi się, że póki co rozdziały systematycznie będą ukazywać się na "Himmel hilf" i "Irina Ross", bo mam zapasy. 

Wspominajcie mnie miło! :)