#RICARDO#
Pierwsze dni w Madrycie były dla
mnie wyjątkowo trudne. Nowy klimat, nowy język, nowa kultura, koledzy, klub.
Musiałem się zupełnie przekierunkować i zrezygnować z moich dotychczasowych
przyzwyczajeń. Na szczęście spotkałem super ludzi, którzy wyciągnęli do mnie
pomocną dłoń. Przede wszystkim kapitan mojej nowej drużyny – Raul. Zawsze
słyszałem o nim wiele dobrego, spotkaliśmy się parę razy, ale tylko na boisku,
stojąc do siebie w opozycji, nigdy nie pokusiliśmy się o żadną prywatną
konwersację. Teraz, kiedy jestem w Realu, mam na to i czas, i ochotę. Raul
zachowywał się jak prawdziwy przywódca. Bez mrugnięcia okiem wprowadził mnie we
wszystkie sprawy, pomógł w aklimatyzacji, dzięki czemu nie czułem się jak
intruz, a jak ktoś naprawdę potrzebny. To było szalenie miłe.
Mój reprezentacyjny kolega –
Marcelo, również okazał się super gościem. Wiedziałem to już od dłuższego
czasu, ale zgrupowania, które zdarzają się raz na miesiąc, czy dwa miesiące,
nie są tym samym co codzienne spotkania i wspólna praca na przestrzeni lat.
Marcelo wykazał się wspaniałą
postawą i zaprosił wszystkich nowych zawodników na kolację. Wśród gości
znaleźli się m.in. Alvaro Arbeloa, Cristiano Ronaldo, Raul Albiol, Lass, Xabi
Alonso, Esteban Granero czy Karim Benzema. Spotkaliśmy się w małej, uroczej
knajpce, która przywykła już do zawodników Realu. Obsługa i stali klienci
doskonale wiedzieli, że jest to ulubione miejsce tutejszych piłkarzy, dlatego
na nikim nasza obecność nie robiła wrażenia.
- Fajnie, że możemy się spotkać –
powiedział Xabi, upijając łyk wody. – Początki są trudne.
- Zwłaszcza dla młodych
zawodników.
- Dokładnie. Ale każdy z nas ma
już pewnie doświadczenie. Czy dla któregoś z was to pierwszy transfer?
- Dla mnie pierwszy w seniorskiej
karierze – odparł Karim. – Wcześniej grałem w Lyonie. Wychowałem się w ich
szkółce, a potem przeszedłem do pierwszej drużyny. Teraz jestem tutaj.
- A ja wracam na stare śmiecie –
zaśmiał się Granero. – Wychowywałem się w Madrycie, grałem w Castilli. Potem
dwa lata spędziłem w Getafe, a teraz znów wracam do domu.
Każdy opowiedział swoją historię.
Słuchałem ich z wielkim zainteresowaniem, gdyż każdy miał coś ciekawego do
powiedzenia. Perypetie moich klubowych kolegów były niezwykle ciekawe. Jedni
wracali z wypożyczeń, drudzy znaleźli się w tak wielkim klubie po raz pierwszy.
Przyjeżdżali z Anglii, Francji, Hiszpanii… Ja byłem z Włoch. Jako jedyny.
- A ty, Ricardo? – zapytał
Cristiano.
- Po prostu Ricky – odparłem z
uśmiechem. – Wychowałem się w Brazylii, uczyłem się gry w piłkę w młodzieżowych
drużynach Sao Paulo. Z czasem przeszedłem do pierwszego składu. Odkryli mnie
włodarze Milanu i ściągnęli mnie do Włoch w 2003 roku. Tyle – powiedziałem z
lekkim uśmiechem.
- Jakie to wszystko jest proste, nie?
– zaśmiał się Marcelo. – Ludzie sobie wyobrażają, że bycie piłkarzem to ciężki
kawałek chleba, że dojście na szczyt jest bardzo trudne. A tu patrzcie,
szkółka, przejście do seniorów, kilka dobrych meczy i jesteś w Mediolanie!
- I zdobywasz Złotą Piłkę –
zauważył Cristiano.
Uśmiechnąłem się i spuściłem
wzrok, gdyż mówienie o swoich sukcesach nieco mnie peszyło. To prawda, że
zdobyłem to niezwykłe wyróżnienie ponad dwa lata temu. Było ono dla mnie bardzo
ważne, zadedykowałem je Julii. Ale co mi po tej Piłce, skoro nie mam teraz z
kim się z nią cieszyć.
- Ricky, coś ty taki nieśmiały!? –
Alvaro poklepał mnie po ramieniu i spojrzał na pozostałych piłkarzy śmiejących
się z mojego speszenia.
- Dajcie mu spokój – uspokoił
towarzystwo Marcelo. – Jest nowy. Przyzwyczai się. A teraz wznieśmy toast za
was i za waszą przygodę z Realem Madryt. – Brazylijczyk wzniósł do góry swój
kufel z piwem. Pozostali piłkarze wzięli z niego przykład i zanosząc się
śmiechem, stukali swoje szklanki, jedna o drugą, rozlewając wokoło złocisty
trunek.
Nowi koledzy byli bardzo fajni,
ale odniosłem wrażenie, że większość z nich to typowi piłkarze. Bogaci,
szastający pieniędzmi, popisujący się i szpanujący drogimi samochodami,
markowymi ubraniami, ekskluzywnymi zegarkami. Ja byłam zupełnie inny. Było mi
nieco głupio, bo przyszedłem na kolację w zwykłej koszuli z sieciówki, na
nadgarstku miałem zegarek, który dostałem od dziadka. Był stary i często
stawał, ale miał dla mnie wartość sentymentalną, dlatego tak ciężko było mi się
z nim rozstać.
Sympatią od razu zapałałem do
Xabiego Alonso. Był podobny do mnie. Nie lubił głośnych imprez, wolał spędzić
czas w kawiarni, w towarzystwie małżonki i kilku najbliższych przyjaciół.
Zabierał synka do parku, na place zabaw. Nie robił codziennych zakupów u Louisa
Vuittona, szanował pieniądze i chętnie dzielił się nimi z potrzebującymi. Od
razu poczułem, że nadajemy na tych samych falach, dlatego postanowiłem się go
trzymać. Był miły i sympatyczny, w dodatku mądry i inteligentny. Spędzanie z
nim czasu było przyjemnością.
- Przyjechałeś do Madrytu sam? –
zapytał, wkładając do ust kawałek serowego placka.
- Tak. Moi rodzice mieszkają w
Brazylii. Wszystkich przyjaciół pozostawiłem w Mediolanie. Nie znam tutaj
nikogo prócz was.
- Rozumiem. Ja jestem z San
Sebastian i rzadko bywałem w stolicy, ale na szczęście jest Iker, Sergio, teraz
doszli jeszcze Alvaro i Albiol, więc mam kilku kumpli. A co z twoją dziewczyną,
narzeczoną, żoną?
- Nie mam – odparłem smutno,
spuszczając głowę. Xabi najwidoczniej wyczuł mój smutek i zmieszanie. Poklepał
mnie po ramieniu, zapewne myśląc, że mam za sobą bolesne rozstanie. Po chwili
powiedział.
- Musisz mnie koniecznie
odwiedzić. Moja żona, Nagore, bardzo się ucieszy. Uwielbia gotować, a im więcej
osób może nakarmić tym bardziej się cieszy. Znajdziesz czas?
- Na pewno – odparłem z uśmiechem.
– Byłoby miło.
- Daj znać. Zapisz sobie mój numer
telefonu – rzekł, wyjmując swoją komórkę i dyktując mi numer. – Zawsze będziesz
u nas mile widziany.
- Dzięki.
Minuty mijały. Wszyscy coraz
lepiej czuliśmy się w swoim towarzystwie. Zauważyłem, że większość nowych
zawodników to rozgadani żartownisie, którzy kochają śmiech i dobrą zabawę. Ja i
Xabi byliśmy wyjątkami, ale także lubiliśmy dobre towarzystwo. Bawiłem się
świetnie, głównie dzięki ciepłemu przyjęciu. Wysłuchałem kilkudziesięciu
niesamowitych historii, które pewnie miały niewiele wspólnego z
rzeczywistością. Słuchałem opowieści o niezwykłych meczach, które dały
zwycięstwa, poznałem sekrety z szatni innych europejskich zespołów. Były to
naprawdę zabawne anegdoty. Po całym lokalu roznosił się nasz śmiech, a ja
poczułem, że po raz pierwszy od śmierci Julii, śmieję się szczerze i radośnie.
Czyżby terapia pod tytułem: „Madryt”
zaczynała działać?
- O, proszę! A co wam tak wesoło?
– Za plecami Marcelo stanęła blondynka, która robiła mi zdjęcia kilka dni temu.
Oparła się na jego ramionach i przyglądała się naszym czerwonym od gorąca i
alkoholu twarzom. – Nie wiedziałam, że też tutaj będziecie. Co świętujecie?
- Zaprosiłem nowych kolegów na
kolację – odparł Marcelo. – Żeby się lepiej poznali.
- No to widzę, że integracja
przebiega pomyślnie – zaśmiała się, spoglądając na puste szklanki po drinkach i
piwach. – A prezes i trener wiedzą, że tak sobie folgujecie?
- Nie wiedzą i mają się nie
dowiedzieć. – Pogroził jej palcem z uśmiechem, a dziewczyna przysięgła z ręką
na sercu, że nikomu o niczym nie powie. – Karim, a ty wiesz, że z rana mamy
zdjęcia? Lepiej, żebyś nie wyglądał jutro na „wczorajszego”, dobra? Bo obawiam
się, że nawet retusz ci nie pomoże.
- Mała, nie pyskuj! – zażartował.
- A ty co tutaj robisz? Śledzisz
nas? – zapytał Marcelo.
- Nie. Byłam z przyjaciółmi na
kolacji. Siedzieliśmy tam – powiedziała, wskazując na pusty stolik w drugiej
części lokalu. – Moja przyjaciółka się zaręczyła i musieliśmy to oblać. Dobra,
chłopaki, ja spadam, bo czekają na mnie na zewnątrz. Do jutra.
- Cześć – odpowiedzieliśmy chórem
i odprowadziliśmy wzrokiem dziewczynę do drzwi.
- Drodzy koledzy, to była Oliwia,
nasza pani fotograf. Współpracuje z klubem od zeszłego roku. Będziecie ją
często widywać, bo jest na prawie każdym treningu, na zgrupowaniach, meczach.
Prowadzi oficjalną stronę internetową Realu i wszystkie konta na portalach
społecznościowych.
- Wolna? – zapytał Cristiano,
zanosząc się śmiechem.
- Nie wiem.
- Nie ważne, i tak nie jest w moim
typie. Jest taka… zwykła.
- Jest po prostu normalną
dziewczyną – rzekł Marcelo. – W każdym razie, przyzwyczajajcie się do jej
towarzystwa. Nie będzie wam trudno, bo to naprawdę fajna i ciepła osoba.
Przekonacie się sami.
Wydaje mi się, że przyjazd do Madrytu wcale nie był takim głupim
pomysłem. Jestem pewien, że poparłabyś moją decyzję, Julio. Zresztą, gdybyś
żyła pewnie bym się tutaj nie znalazł. Dobrze mi było we Włoszech, z Tobą, z
Twoim ojcem i moimi kolegami z Milanu. Niemniej jednak cieszę się, że tu
jestem, bo czuję, że wyjdzie mi to na dobre.
Żałuję jedynie, że nie możesz tu być. Madryt by Ci się spodobał, lubisz
klimatyczne i romantyczne miejsca. A tutaj tak właśnie jest. Postaram się
cieszyć tym, co dał mi los. Obiecałem sobie, że szybko zintegruję się z
drużyną, a dzisiejsza kolacja była tego dowodem. Zmiany wychodzą mi na dobre,
Julio.
Jedno mnie tylko martwi. Odkąd tutaj jestem, jakby bardziej czuję Twoją
obecność. Chcesz mi coś przez to powiedzieć? Chcesz mnie przed czymś ostrzec?
Daj mi jakiś wyraźny znak, jeśli jestem w niebezpieczeństwie.
__________
Zauważyłam, że Victor Wam się spodobał. Postaram się, aby było go więcej, a tymczasem perspektywa Ricardo :)
To dobrze,że Ricardo odnajduje się w nowym klubie .Mam nadzieje,że nie stanie mu się nic złego....
OdpowiedzUsuńO, to skoro Oliwka jest fotografką Realu i prowadzi ich stronę to szanse na spotkania z Kaką są dwa razy większe! Fajnie, że załapał kontakt z Xabim. *.* Będzie dużo Xabiego, co jest samo w sobie fajne. Ale ten wpis Ricardo trochę mnie zaintrygował...
OdpowiedzUsuńTak, tak, chcę więcej Victora. <3
Mam nadzieję, że Kaka jakoś odżyje w Realu, że powoli na nowo zacznie cieszyć się życiem. Trzymam za niego kciuki, aby wszystko powoli w jego życiu wróciło do normy, wiem że mu nie będzie łatwo, ale to się uda. I ma kolegów, którzy za jakiś czas mogą stać się jego prawdziwymi przyjaciółmi, na których będzie mógł polegać.
OdpowiedzUsuńTo ja czekam na kolejny:*
podoba mi się ten rozdział, tym bardziej, że tak fajnie opisałaś zespół Realu Madryt! nowe miejsce pozytywnie wpływa na nowego zawodnika. Kaka śmieje się, załapał dobry kontakt z spokojnym Xabim. na pewno dzięki niemu Ricardo poczuje się jeszcze lepiej w drużynie. nie będzie spędzał samotnie wolnych dni, bo może wpaść do Alonso! to super, że Olivia tak często przebywa na stadionie! Kaka na pewno kiedyś zwróci na nią szczególną uwagę. czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :D
Fanatstyczny rozdział,wspaniale,że Kaka zakumplował się najbardziej z Xabim. Końcówka strasznie mnie rozkleiła nie mam pojęcia czemu;p Dawaj szybko nn
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Celu$ka
Cieszę się, że Ricardo znalazł kogoś podobnego do siebie, bo przyjaciel w nowym miejscu, to prawdziwy skarb. Mam nadzieje, że w Madrycie znów będzie szczęśliwy :) Czekam na nowość!
OdpowiedzUsuńFaktycznie, operacja Madryt przebiega coraz lepiej, Ricardo coraz lepiej się tutaj aklimatyzuje, coraz częściej się uśmiecha, zawarł nawet nowe znajomości i to nie byle jakie. :D Martwi mnie jednak to, że czuje obecność Julii. Niby nie ma nic w tym złego, bo dobrze jest czuć obecność kogoś, kogo się kocha, nawet jeśli tej osoby już między nami nie ma. Jednak nie wiem, czy "obecność" Julii chce go ostrzec przed dziewczyną, która wciąż pojawia się w jego towarzystwie i z tego co widzimy, pojawiać będzie, czy też raczej przed tym, jak jego przygoda w Realu może się skończyć. Chyba, że tego wątku nie chcesz poruszać. Zresztą, nie dopytuję, sama się wszystkiego po czasie dowiem. ;DD
OdpowiedzUsuń[http://rok-w-raju.blogspot.com]
Miło, że Ricardo został tak dobrze przyjęty przez kolegów z Madrytu. Mam nadzieję, że nowi przyjaciele oraz piłka pomogą pozbierać mu się po stracie ukochanej. A Marcelo to wspaniały kumpel i dobry duch drużyny :)
OdpowiedzUsuń