#RICARDO#
Zmiany.
Zmiany się nieuniknione w naszym życiu. Zmienia się wszystko: pogoda,
przepisy, nawet ludzie się zmieniają. Tylko ja pozostaję wciąż taki sam. Tkwię
w tej pustej przestrzeni, którą po sobie zostawiłaś, Julio. Nie jest mi łatwo
żyć tutaj, gdzie wszystko kojarzy mi się z Twoimi pięknymi oczami, malinowymi
ustami czy pachnącymi jaśminem włosami. Dlatego odchodzę. Muszę coś zmienić, bo
popadam w rutynę. Spadam w dół, a kiedy już dotknę dna, nie odbiję się od
niego. Umrę, zapomniany i osierocony przez wszystkich.
Zmieniam otoczenie. Wyjeżdżam do miejsca, które ma być dla mnie
wybawieniem. Mam nadzieję, że nowi ludzie pozwolą mi zapomnieć o Twojej
tragicznej śmierci – w końcu minął już rok, a ja wciąż nie mogę o Tobie zapomnieć.
Bardzo Cię kocham, Julio. Wiem, że jesteś przy mnie, niezależnie od tego, gdzie
się znajduję.
Wybrałem Madryt. Obym się nie pomylił…
Czuwaj nade mną, kochana…
Stałem w niewielkim, przytulnym
pokoju. Wokół mnie chodziło mnóstwo ludzi. Jedni się przyglądali, drudzy
zadawali pytania, jeszcze inni poprawiali moje ubranie. Byłem lekko zmieszany,
gdyż nie przepadam za zamieszaniem, które się robi wokół mojej osoby. Wziąłem
głęboki wdech, poczym usłyszałem twardy, aczkolwiek przyjemny, głos prezesa:
- Chodźmy, Ricardo. Już czas.
Otworzył brązowe drzwi. Wszedłem
do jasnej sali, w której panował harmider i tłok. Z chwilą, z którą pojawiłem
się w drzwiach, rozległy się trzaski, błyski lamp, strzelały aparaty, ktoś
wykrzykiwał moje imię. Przykleiłem do twarzy sztuczny uśmiech, spojrzałem na
tych wszystkich ludzi, którzy celowali we mnie długimi lufami swoich aparatów
niczym karabinami. Starałem się przyjrzeć ich twarzom, jednak błyski skutecznie
mi to uniemożliwiały. Spod przymrużonych powiek dostrzegłem jedynie, że sala
jest pełna. Przyjaźnie pomachałem do dziennikarzy, poczym ruszyłem za prezesem,
który wyznaczał mi drogę.
Usiadłem przy długim stole
przykrytym granatowym obrusem. Z jednej strony zasiadł Perez, a drugiej zaś rzecznik
prasowy. Krótkie przemówienie, pochwały płynące w moim kierunku, moje zdanie na
temat klubu, pytania dziennikarzy… Sam nie wiem ile razy w ciągu pół godziny
powiedziałem, że Real Madryt to najlepszy klub na świecie i jak bardzo cieszę
się, że mogę tu być. Tak mniej więcej wyglądała moja pierwsza konferencja
prasowa w stolicy Hiszpanii.
Prezes podsunął mi pod nos kopię
kontraktu, który podpisałem już kilka godzin wcześniej. Mimo iż zdecydowałem
się już na grę w tym klubie, to dalej miałem wątpliwości. Ludzie na mnie
liczyli, wierzyli, że pomogę im w osiągnięciu sukcesu, ale ja nie wiedziałem,
czy jeszcze nadaję się na sportowca. Wszystko się zmieniło rok temu. Od tamtej
pory moja forma jest chwiejna. Raz jestem wielbiony, a raz sprzedawany w środku
sezonu. Raz na wozie, a raz pod nim.
Mimo wszystko podniosłem rzucone mi
rękawice.
Chwyciłem w dłoń długopis i
podpisałem kontrakt. Koniec. Nie ma odwrotu.
Byłem naiwny, myśląc, że
przeprowadzka mi pomoże. W Mediolanie pozostawiłem rodzinę Julii, która z
czasem stała się także i moją rodziną, zostawiłem jej grób, nasze wspólne
miejsca, ulubiony park i kawiarnię, do której zawsze chodziliśmy. Zostawiłem
tam całe swoje dotychczasowe życie. Myślałem, że w Madrycie choć odrobinę
zapomnę o smutku i bólu, które notorycznie przeszywają moje serce. Ale nic z tych
rzeczy… Nie jest łatwo zapomnieć o dziewczynie, która była całym moim światem,
z którą planowałem wspólną przyszłość i przy której chciałem się zestarzeć, a
potem umrzeć. Niestety, śmierć przyszła do nas zbyt wcześnie.
Wolne dni, które zostały mi do
sezonu, spędziłem na szukaniu i urządzaniu mieszkania. Klub nalegał, abym
skorzystał z ich mieszkań, których używają nowi zawodnicy, ale stwierdziłem, że
im prędzej się usamodzielnię, tym lepiej dla mnie. Miałem już dość hoteli,
które mnie przygnębiają i przypominają o samotności.
Wynająłem pierwsze mieszkanie,
które mi zaproponowano. Nie było oszałamiająco duże, ale miało salon,
sypialnię, kuchnię i łazienkę – czyli wszystko to, co było mi niezbędne. Nie
będę udawać, że lubię wielkie przestrzenie, pokoje wysadzane złotem, drogie
sprzęty itp. Jestem skromnym chłopakiem, wychowałem się w biedzie. Rodzice
nauczyli mnie, że rzeczy materialne nie dają szczęścia, więc ograniczam się do
minimum. Nie potrzebuję siłowni w domu, bo mam ją w ośrodku treningowym, nie
potrzebuję basenu, wielkiego ogrodu – od czego są parki? Zadowalałam się małymi
i skromnymi rzeczami.
Dzięki temu urządzenie mieszkania
nie zajęło mi zbyt wiele czasu. Chciałem, aby było przytulne i w stylu mojej
ukochanej Julii, dlatego postawiłem na beże i brązy, światło oraz przytulność.
Chciałem czuć się jak w domu, w którym wszystko przypominało mi o zmarłej
ukochanej.
Musiałem wziąć się w garść i udać
się na pierwszy trening. Pamiętam, jak to było w moim poprzednim klubie –
Milanie. Byłem młodym chłopakiem, wszystkiego się bałem, siedziałem cicho i
bacznie wysłuchiwałem wszelkich uwag kolegów i trenera. Tym razem było
podobnie, ale jednak inaczej, bo mam już dwadzieścia pięć lat i wiem, czego
chcę. Wiem, że inni piłkarze i szkoleniowiec są od tego, aby mi pomóc w
aklimatyzacji, a nie, aby mnie stłamsić.
Z torbą zarzuconą na ramię,
otworzyłem białe drzwi prowadzące do szatni. Usłyszałem wesołą, hiszpańską
muzykę i ujrzałem tańczącego w samych slipach Sergio Ramosa i wtórującego mu Raula.
Na ławce siedzieli Ronaldo, Pepe oraz Marcelo, którzy zażarcie o czymś
dyskutowali, raz po raz, wybuchając głośnym śmiechem. Panowała tam naprawdę
fajna atmosfera, wszyscy się śmiali i mieli dobre humory. Tylko ja, zagubiony
niczym but Kopciuszka, stałem jak wryty i czekałem, aż ktoś mnie zauważy.
- Kaka! – Usłyszałem nagle.
Spojrzałem w stronę łazienki, z której dochodził do mnie nieznany głos.
Ujrzałem znanego mi Ikera Casillasa, bramkarza Realu, który wolnym krokiem
zmierzał w moją stronę. – Cześć, jak się masz? Trener nam mówił, że dzisiaj się
pojawisz. Jak ci się podoba szatnia?
- W porządku – odparłem, z bladym
uśmiechem.
- Nie denerwuj się, nie ma powodu.
Wszyscy tutaj jesteśmy wyluzowani i bezkonfliktowi. Raul! – krzyknął,
przywołując do siebie kapitana drużyny. – Miałeś się zaopiekować naszym nowym
„nabytkiem”, a tymczasem wygłupiasz się z Ramosem.
- Sorry, ale wciągnąłem się w te
wygibasy – zaśmiał się, poczym podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią. – Cześć,
jestem Raul.
- Co tak oficjalnie? – Iker
poklepał mnie po ramieniu, a po chwili dodał, abym czuł się tutaj jak u siebie
w domu. Podziękowałem mu za miłe wprowadzenie i zająłem szafkę ze swoim
nazwiskiem. Muszę przyznać, że ten klub szybko działał. Ledwie dołączyłem do
drużyny, a już wszystko było załatwione.
Wówczas podszedł do mnie Marcelo,
którego znałem z kadry narodowej Brazylii. On jako jedyny tutaj znał moją
historię. Usiadł obok mnie i zapytał o samopoczucie.
- Przyzwyczajam się do nowego
miejsca – odparłem. – W Milanie czułem się jak w domu, a tutaj na razie
wszystko jest dla mnie obce. Mam nadzieję, że niebawem się to zmieni.
- Na pewno. Początki zawsze są
trudne, ale zmiany to nieodłączna część naszego zawodu, nie? Nie martw się,
Ricky, wszystko się ułoży.
- Jestem o tym przekonany –
odpowiedziałem z uśmiechem. – Marcelo, a znajdziesz może dla mnie trochę czasu
w tygodniu? Chciałbym poznać miasto. Poznać miejsca, w których można dobrze
zjeść, gdzie robić zakupy, jak dojechać samochodem na stadion…
- Jasne, nie ma sprawy. Cristiano
też jest nowy, jemu też obiecałem zwiedzanie, więc możemy umówić się we trójkę,
jeśli to nie problem.
- Skądże! To fajny pomysł. Dzięki.
- Drobiazg. A teraz przebieraj
się, bo trener nie lubi spóźnialskich.
Trening był bardzo wyczerpujący.
To presezon, więc każdy chciał złapać odpowiedni rytm, aby w sezonie
zaprezentować się z jak najlepszej strony. Mnie jeszcze czekała oficjalna
prezentacja na stadionie przed pierwszym ligowym starciem. Denerwowałem się, bo
dawno nie byłem w takiej sytuacji. W swoim życiu przeżyłem tylko jeden transfer
– z Sao Paulo do Mediolanu, a było to sześć lat temu!
- Dobra chłopaki, to wszystko na
dziś. Dziękuję za zajęcia – oznajmił trener Pellegrini. Mężczyzna podszedł do
mnie i na osobności przeprowadził ze mną krótką rozmowę. Pytał się o moje
samopoczucie, obawy i lęki, o kolegów. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że
zostałem ciepło przyjęty, co bardzo ułatwia wiele spraw. Dobrze jest czuć się
lubianym i potrzebnym. Szanowali mnie, gdyż w swojej karierze osiągnąłem już
wiele sukcesów i można powiedzieć, że byłem wzorem i idolem dla najmłodszych
zawodników Realu. – Cieszę się – dodał trener. – Niebawem się przyzwyczaisz do
nowych metod treningowych, do klimatu, języka, kultury. Będzie fajnie!
- Zaraz, zaraz! Zaczekajcie! –
Nagle z tunelu wybiegła filigranowa blondynka, z dużym aparatem fotograficznym
dyndającym jej na szyi. – Przepraszam – powiedziała zdyszana, stając przed nami
i łapiąc się pod boki. Na jej twarzy pojawiły się różowe rumieńce, które
dodawały dużo uroku. – Przepraszam, spóźniłam się. Na autostradzie był
wypadek, zrobił się potworny korek. Przepraszam…
- Ricardo, poznaj, to Oliwia
Martinez. – Uśmiechnąłem się do dziewczyny, a ona odwzajemniła mi się tym
samym. – To nasza pani fotograf. Miała sfotografować cię na pierwszym treningu.
- Naprawdę, bardzo przepraszam –
wydyszała, regulując oddech. – Czy istniałaby możliwość, abyśmy zrobili jeszcze
kilka fotek? Proszę, inaczej zmyją mi głowę.
Spojrzałem na trenera, który stwierdził,
że decyzja należy do mnie. Zgodziłem się, bo nigdzie mi się nie śpieszyło, a
poza tym, nie chciałem, aby już pierwszego dnia ktoś miał przeze mnie kłopoty.
Skinąłem głową. Trener wręczył mi
piłkę, którą trzymał pod ręką i udał się w kierunku wyjścia.
Razem z Oliwią poszedłem na
środek boiska, gdzie zaprezentowałem kilka piłkarskich sztuczek. Potruchtałem,
poskakałem, strzeliłem kilka piłek na bramkę, i po pół godzinie było po
wszystkim. Dziewczyna nie mogła mi się nadziękować. Widać było, że bardzo jej
ulżyło, kiedy dzierżyła w dłoni aparat z zapełnioną moimi zdjęciami kartą.
- Bardzo dziękuję. Nie wiem, jak
ci się odwdzięczę – powiedziała, wyciągając w moim kierunku dłoń.
- Nic nie szkodzi. Do zobaczenia.
- Dzięki. Do widzenia!
__________
Tekst pisany inną czcionką jest wpisem z pamiętnika Ricardo. Kolejne rozdziały będą się pojawiać systematycznie, co wtorek, i będą pisane z dwóch perspektyw: Kaki i Oliwii.
Współczuję mu utraty ukochanej, jak i cieszę, że koledzy z drużyny przyjęli go tak ciepło. Oliwia chyba sporo razy namiesza mu w głowie i może wyciągnie go z tego smutku. Na pewno będzie ciekawie, więc czekam na kolejny rozdział :).
OdpowiedzUsuńWspółczuję mu bardzo, ale mam nadzieję, ze w Madrycie spotka go coś dobrego.:) Czekam na nn
OdpowiedzUsuńTo się tak wydaje, że nowe miejsce pozwoli nam zapomnieć o starcie ukochanej osoby, a wcale tak nie jest. Ból w naszym sercu nadal będzie trwał. Zmiana miejsca nie sprawi, że zapomni. On wszystko trzyma w sercu.
OdpowiedzUsuńA z czasem będzie mu brakować miejsc związanych z Julią.
bardzo podoba mi się ten rozdział. szkoda mi Kaki, bo widać, że nadal cierpi, choć od śmierci Julii minął aż rok. zmiana miejsca może pozytywnie wpłynąć na samopoczucie piłkarza. skupi się na nowych znajomościach oraz sporcie. już pokochałam postać Ikera! on jest wprost cudowny! przyjął tak ciepło nowego kolegę. już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :D
Początki wcale nie są takie najgorsze.
OdpowiedzUsuńWidać, że piłkarze Realu pomogą Ricky'emu z uporaniem się z nowym miejscem, drużyną, a także, życiem bez Julii. Oliwia na pewno też będzie miała w tym swój udział i nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania! ;-)
I jeszcze jedno. W bohaterach masz napisane, że Kaka urodził się w 1982, co w 2009 daje mu 27 lat, a napisałaś w rozdziale, że ma 25.
Pozdrawiam!
Masz rację z tym wiekiem. Poprawię przy najbliższej okazji (czyt. jak będę w domu) :) Dziękuję i pozdrawiam!
UsuńSzkoda mi Kaki.Mam nadzieje,że wyjazd mu pomoże,pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział a ja już się zakochałam w tym opowiadaniu! Bardzo mi się podoba, bo pomysł jest bardzo ciekawy no i Kaja - wielka gwiazda, o której mało kto pisze. Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) . Bardzo szkoda mi Kaki, ale mam nadzieję, że z pomocą nowych kolegów, przestanie chodzić przygnębiony . Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że Kaka stara się jakoś ułożyć sobie to życie. Strata Julii zawsze będzie dla niego ogromnym bólem, ale ważne, że nie zatrzymał się w miejscu. Mam nadzieję, że ta przeprowadzka, nowy koledzy i przede wszystkim Oliwia, pomogą mu w pozbieraniu się. :)
OdpowiedzUsuńKaka bardzo to wszystko przeżywa, to wiadome. Zawsze będzie myślał o Julii i o tym, że stracił ją przedwcześnie, ale grunt to to, że podjął jakieś działanie. Wierzę, że przeprowadzka do Madrytu, zmiana otoczenia, klubu jakoś pozytywnie na niego wpłyną ;) W końcu nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam kolejny dzień :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Pogodzenie się ze stratą ukochanej osoby nie jest łatwe, ale z czasem będzie musiał przyzwyczaić się do jej nieobecności. Może dzięki Oliwi odzyska radość życia. Mam taką nadzieję. Ale o Julii nigdy tak do końca nie zapomni. Heh, ciekawe, jak mu pójdzie w nowym miejscu. Oby dobrze. :)
OdpowiedzUsuń