23 października 2012

01. Zmiany "na lepsze"

#RICARDO#

Zmiany.
Zmiany się nieuniknione w naszym życiu. Zmienia się wszystko: pogoda, przepisy, nawet ludzie się zmieniają. Tylko ja pozostaję wciąż taki sam. Tkwię w tej pustej przestrzeni, którą po sobie zostawiłaś, Julio. Nie jest mi łatwo żyć tutaj, gdzie wszystko kojarzy mi się z Twoimi pięknymi oczami, malinowymi ustami czy pachnącymi jaśminem włosami. Dlatego odchodzę. Muszę coś zmienić, bo popadam w rutynę. Spadam w dół, a kiedy już dotknę dna, nie odbiję się od niego. Umrę, zapomniany i osierocony przez wszystkich.
Zmieniam otoczenie. Wyjeżdżam do miejsca, które ma być dla mnie wybawieniem. Mam nadzieję, że nowi ludzie pozwolą mi zapomnieć o Twojej tragicznej śmierci – w końcu minął już rok, a ja wciąż nie mogę o Tobie zapomnieć. Bardzo Cię kocham, Julio. Wiem, że jesteś przy mnie, niezależnie od tego, gdzie się znajduję.
Wybrałem Madryt. Obym się nie pomylił…
Czuwaj nade mną, kochana…

Stałem w niewielkim, przytulnym pokoju. Wokół mnie chodziło mnóstwo ludzi. Jedni się przyglądali, drudzy zadawali pytania, jeszcze inni poprawiali moje ubranie. Byłem lekko zmieszany, gdyż nie przepadam za zamieszaniem, które się robi wokół mojej osoby. Wziąłem głęboki wdech, poczym usłyszałem twardy, aczkolwiek przyjemny, głos prezesa:
- Chodźmy, Ricardo. Już czas.
Otworzył brązowe drzwi. Wszedłem do jasnej sali, w której panował harmider i tłok. Z chwilą, z którą pojawiłem się w drzwiach, rozległy się trzaski, błyski lamp, strzelały aparaty, ktoś wykrzykiwał moje imię. Przykleiłem do twarzy sztuczny uśmiech, spojrzałem na tych wszystkich ludzi, którzy celowali we mnie długimi lufami swoich aparatów niczym karabinami. Starałem się przyjrzeć ich twarzom, jednak błyski skutecznie mi to uniemożliwiały. Spod przymrużonych powiek dostrzegłem jedynie, że sala jest pełna. Przyjaźnie pomachałem do dziennikarzy, poczym ruszyłem za prezesem, który wyznaczał mi drogę.
Usiadłem przy długim stole przykrytym granatowym obrusem. Z jednej strony zasiadł Perez, a drugiej zaś rzecznik prasowy. Krótkie przemówienie, pochwały płynące w moim kierunku, moje zdanie na temat klubu, pytania dziennikarzy… Sam nie wiem ile razy w ciągu pół godziny powiedziałem, że Real Madryt to najlepszy klub na świecie i jak bardzo cieszę się, że mogę tu być. Tak mniej więcej wyglądała moja pierwsza konferencja prasowa w stolicy Hiszpanii.
Prezes podsunął mi pod nos kopię kontraktu, który podpisałem już kilka godzin wcześniej. Mimo iż zdecydowałem się już na grę w tym klubie, to dalej miałem wątpliwości. Ludzie na mnie liczyli, wierzyli, że pomogę im w osiągnięciu sukcesu, ale ja nie wiedziałem, czy jeszcze nadaję się na sportowca. Wszystko się zmieniło rok temu. Od tamtej pory moja forma jest chwiejna. Raz jestem wielbiony, a raz sprzedawany w środku sezonu. Raz na wozie, a raz pod nim.
Mimo wszystko podniosłem rzucone mi rękawice.
Chwyciłem w dłoń długopis i podpisałem kontrakt. Koniec. Nie ma odwrotu.

Byłem naiwny, myśląc, że przeprowadzka mi pomoże. W Mediolanie pozostawiłem rodzinę Julii, która z czasem stała się także i moją rodziną, zostawiłem jej grób, nasze wspólne miejsca, ulubiony park i kawiarnię, do której zawsze chodziliśmy. Zostawiłem tam całe swoje dotychczasowe życie. Myślałem, że w Madrycie choć odrobinę zapomnę o smutku i bólu, które notorycznie przeszywają moje serce. Ale nic z tych rzeczy… Nie jest łatwo zapomnieć o dziewczynie, która była całym moim światem, z którą planowałem wspólną przyszłość i przy której chciałem się zestarzeć, a potem umrzeć. Niestety, śmierć przyszła do nas zbyt wcześnie.  
Wolne dni, które zostały mi do sezonu, spędziłem na szukaniu i urządzaniu mieszkania. Klub nalegał, abym skorzystał z ich mieszkań, których używają nowi zawodnicy, ale stwierdziłem, że im prędzej się usamodzielnię, tym lepiej dla mnie. Miałem już dość hoteli, które mnie przygnębiają i przypominają o samotności.
Wynająłem pierwsze mieszkanie, które mi zaproponowano. Nie było oszałamiająco duże, ale miało salon, sypialnię, kuchnię i łazienkę – czyli wszystko to, co było mi niezbędne. Nie będę udawać, że lubię wielkie przestrzenie, pokoje wysadzane złotem, drogie sprzęty itp. Jestem skromnym chłopakiem, wychowałem się w biedzie. Rodzice nauczyli mnie, że rzeczy materialne nie dają szczęścia, więc ograniczam się do minimum. Nie potrzebuję siłowni w domu, bo mam ją w ośrodku treningowym, nie potrzebuję basenu, wielkiego ogrodu – od czego są parki? Zadowalałam się małymi i skromnymi rzeczami.
Dzięki temu urządzenie mieszkania nie zajęło mi zbyt wiele czasu. Chciałem, aby było przytulne i w stylu mojej ukochanej Julii, dlatego postawiłem na beże i brązy, światło oraz przytulność. Chciałem czuć się jak w domu, w którym wszystko przypominało mi o zmarłej ukochanej.

Musiałem wziąć się w garść i udać się na pierwszy trening. Pamiętam, jak to było w moim poprzednim klubie – Milanie. Byłem młodym chłopakiem, wszystkiego się bałem, siedziałem cicho i bacznie wysłuchiwałem wszelkich uwag kolegów i trenera. Tym razem było podobnie, ale jednak inaczej, bo mam już dwadzieścia pięć lat i wiem, czego chcę. Wiem, że inni piłkarze i szkoleniowiec są od tego, aby mi pomóc w aklimatyzacji, a nie, aby mnie stłamsić.
Z torbą zarzuconą na ramię, otworzyłem białe drzwi prowadzące do szatni. Usłyszałem wesołą, hiszpańską muzykę i ujrzałem tańczącego w samych slipach Sergio Ramosa i wtórującego mu Raula. Na ławce siedzieli Ronaldo, Pepe oraz Marcelo, którzy zażarcie o czymś dyskutowali, raz po raz, wybuchając głośnym śmiechem. Panowała tam naprawdę fajna atmosfera, wszyscy się śmiali i mieli dobre humory. Tylko ja, zagubiony niczym but Kopciuszka, stałem jak wryty i czekałem, aż ktoś mnie zauważy.
- Kaka! – Usłyszałem nagle. Spojrzałem w stronę łazienki, z której dochodził do mnie nieznany głos. Ujrzałem znanego mi Ikera Casillasa, bramkarza Realu, który wolnym krokiem zmierzał w moją stronę. – Cześć, jak się masz? Trener nam mówił, że dzisiaj się pojawisz. Jak ci się podoba szatnia?
- W porządku – odparłem, z bladym uśmiechem.
- Nie denerwuj się, nie ma powodu. Wszyscy tutaj jesteśmy wyluzowani i bezkonfliktowi. Raul! – krzyknął, przywołując do siebie kapitana drużyny. – Miałeś się zaopiekować naszym nowym „nabytkiem”, a tymczasem wygłupiasz się z Ramosem.
- Sorry, ale wciągnąłem się w te wygibasy – zaśmiał się, poczym podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią. – Cześć, jestem Raul.
- Co tak oficjalnie? – Iker poklepał mnie po ramieniu, a po chwili dodał, abym czuł się tutaj jak u siebie w domu. Podziękowałem mu za miłe wprowadzenie i zająłem szafkę ze swoim nazwiskiem. Muszę przyznać, że ten klub szybko działał. Ledwie dołączyłem do drużyny, a już wszystko było załatwione.
Wówczas podszedł do mnie Marcelo, którego znałem z kadry narodowej Brazylii. On jako jedyny tutaj znał moją historię. Usiadł obok mnie i zapytał o samopoczucie.
- Przyzwyczajam się do nowego miejsca – odparłem. – W Milanie czułem się jak w domu, a tutaj na razie wszystko jest dla mnie obce. Mam nadzieję, że niebawem się to zmieni.
- Na pewno. Początki zawsze są trudne, ale zmiany to nieodłączna część naszego zawodu, nie? Nie martw się, Ricky, wszystko się ułoży.
- Jestem o tym przekonany – odpowiedziałem z uśmiechem. – Marcelo, a znajdziesz może dla mnie trochę czasu w tygodniu? Chciałbym poznać miasto. Poznać miejsca, w których można dobrze zjeść, gdzie robić zakupy, jak dojechać samochodem na stadion…
- Jasne, nie ma sprawy. Cristiano też jest nowy, jemu też obiecałem zwiedzanie, więc możemy umówić się we trójkę, jeśli to nie problem.
- Skądże! To fajny pomysł. Dzięki.
- Drobiazg. A teraz przebieraj się, bo trener nie lubi spóźnialskich.

Trening był bardzo wyczerpujący. To presezon, więc każdy chciał złapać odpowiedni rytm, aby w sezonie zaprezentować się z jak najlepszej strony. Mnie jeszcze czekała oficjalna prezentacja na stadionie przed pierwszym ligowym starciem. Denerwowałem się, bo dawno nie byłem w takiej sytuacji. W swoim życiu przeżyłem tylko jeden transfer – z Sao Paulo do Mediolanu, a było to sześć lat temu!
- Dobra chłopaki, to wszystko na dziś. Dziękuję za zajęcia – oznajmił trener Pellegrini. Mężczyzna podszedł do mnie i na osobności przeprowadził ze mną krótką rozmowę. Pytał się o moje samopoczucie, obawy i lęki, o kolegów. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że zostałem ciepło przyjęty, co bardzo ułatwia wiele spraw. Dobrze jest czuć się lubianym i potrzebnym. Szanowali mnie, gdyż w swojej karierze osiągnąłem już wiele sukcesów i można powiedzieć, że byłem wzorem i idolem dla najmłodszych zawodników Realu. – Cieszę się – dodał trener. – Niebawem się przyzwyczaisz do nowych metod treningowych, do klimatu, języka, kultury. Będzie fajnie!
- Zaraz, zaraz! Zaczekajcie! – Nagle z tunelu wybiegła filigranowa blondynka, z dużym aparatem fotograficznym dyndającym jej na szyi. – Przepraszam – powiedziała zdyszana, stając przed nami i łapiąc się pod boki. Na jej twarzy pojawiły się różowe rumieńce, które dodawały dużo uroku. – Przepraszam, spóźniłam się. Na autostradzie był wypadek, zrobił się potworny korek. Przepraszam…
- Ricardo, poznaj, to Oliwia Martinez. – Uśmiechnąłem się do dziewczyny, a ona odwzajemniła mi się tym samym. – To nasza pani fotograf. Miała sfotografować cię na pierwszym treningu.
- Naprawdę, bardzo przepraszam – wydyszała, regulując oddech. – Czy istniałaby możliwość, abyśmy zrobili jeszcze kilka fotek? Proszę, inaczej zmyją mi głowę.
Spojrzałem na trenera, który stwierdził, że decyzja należy do mnie. Zgodziłem się, bo nigdzie mi się nie śpieszyło, a poza tym, nie chciałem, aby już pierwszego dnia ktoś miał przeze mnie kłopoty.
Skinąłem głową. Trener wręczył mi piłkę, którą trzymał pod ręką i udał się w kierunku wyjścia.
Razem z Oliwią poszedłem na środek boiska, gdzie zaprezentowałem kilka piłkarskich sztuczek. Potruchtałem, poskakałem, strzeliłem kilka piłek na bramkę, i po pół godzinie było po wszystkim. Dziewczyna nie mogła mi się nadziękować. Widać było, że bardzo jej ulżyło, kiedy dzierżyła w dłoni aparat z zapełnioną moimi zdjęciami kartą.
- Bardzo dziękuję. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę – powiedziała, wyciągając w moim kierunku dłoń.
- Nic nie szkodzi. Do zobaczenia.
- Dzięki. Do widzenia!

__________
Tekst pisany inną czcionką jest wpisem z pamiętnika Ricardo. Kolejne rozdziały będą się pojawiać systematycznie, co wtorek, i będą pisane z dwóch perspektyw: Kaki i Oliwii.

12 komentarzy:

  1. Współczuję mu utraty ukochanej, jak i cieszę, że koledzy z drużyny przyjęli go tak ciepło. Oliwia chyba sporo razy namiesza mu w głowie i może wyciągnie go z tego smutku. Na pewno będzie ciekawie, więc czekam na kolejny rozdział :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję mu bardzo, ale mam nadzieję, ze w Madrycie spotka go coś dobrego.:) Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. To się tak wydaje, że nowe miejsce pozwoli nam zapomnieć o starcie ukochanej osoby, a wcale tak nie jest. Ból w naszym sercu nadal będzie trwał. Zmiana miejsca nie sprawi, że zapomni. On wszystko trzyma w sercu.
    A z czasem będzie mu brakować miejsc związanych z Julią.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo podoba mi się ten rozdział. szkoda mi Kaki, bo widać, że nadal cierpi, choć od śmierci Julii minął aż rok. zmiana miejsca może pozytywnie wpłynąć na samopoczucie piłkarza. skupi się na nowych znajomościach oraz sporcie. już pokochałam postać Ikera! on jest wprost cudowny! przyjął tak ciepło nowego kolegę. już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Początki wcale nie są takie najgorsze.
    Widać, że piłkarze Realu pomogą Ricky'emu z uporaniem się z nowym miejscem, drużyną, a także, życiem bez Julii. Oliwia na pewno też będzie miała w tym swój udział i nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania! ;-)

    I jeszcze jedno. W bohaterach masz napisane, że Kaka urodził się w 1982, co w 2009 daje mu 27 lat, a napisałaś w rozdziale, że ma 25.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z tym wiekiem. Poprawię przy najbliższej okazji (czyt. jak będę w domu) :) Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Szkoda mi Kaki.Mam nadzieje,że wyjazd mu pomoże,pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy rozdział a ja już się zakochałam w tym opowiadaniu! Bardzo mi się podoba, bo pomysł jest bardzo ciekawy no i Kaja - wielka gwiazda, o której mało kto pisze. Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział :) . Bardzo szkoda mi Kaki, ale mam nadzieję, że z pomocą nowych kolegów, przestanie chodzić przygnębiony . Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się bardzo, że Kaka stara się jakoś ułożyć sobie to życie. Strata Julii zawsze będzie dla niego ogromnym bólem, ale ważne, że nie zatrzymał się w miejscu. Mam nadzieję, że ta przeprowadzka, nowy koledzy i przede wszystkim Oliwia, pomogą mu w pozbieraniu się. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kaka bardzo to wszystko przeżywa, to wiadome. Zawsze będzie myślał o Julii i o tym, że stracił ją przedwcześnie, ale grunt to to, że podjął jakieś działanie. Wierzę, że przeprowadzka do Madrytu, zmiana otoczenia, klubu jakoś pozytywnie na niego wpłyną ;) W końcu nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam kolejny dzień :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Pogodzenie się ze stratą ukochanej osoby nie jest łatwe, ale z czasem będzie musiał przyzwyczaić się do jej nieobecności. Może dzięki Oliwi odzyska radość życia. Mam taką nadzieję. Ale o Julii nigdy tak do końca nie zapomni. Heh, ciekawe, jak mu pójdzie w nowym miejscu. Oby dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń