#OLIWIA#
Ubrałam na siebie czerwoną krótką
sukienkę bez ramiączek oraz pasującą do niej złotą bransoletkę. Dobrałam do
tego czarną kopertę, buty na obcasie tego samego koloru, a włosy spięłam w
elegancki kok. Ślub przyjaciółki to duże wydarzenie, zwłaszcza kiedy się pełni
rolę świadka.
To prawda, że miałyśmy wiele
perypetii, ale poza tym, że ukryła przede mną swoją poprzednią tożsamość, to
zawsze była dla mnie najlepszą przyjaciółką. Mogłam na nią liczyć o każdej
porze dnia i nocy. Nie znałam jej wcześniejszego życia. Dla mnie od zawsze była
Stellą Gennaro, więc bez wahania zgodziłam się piastować rolę świadka.
- I jak? – zapytałam, wychodząc ze
swojego pokoju. Zrobiłam dwa kółeczka wokół własnej osi, aby zgromadzeni
panowie mogli podziwiać mnie w pełnej okazałości.
- Przepięknie – odpowiedział Adam
i podszedł do mnie, aby mnie czule ucałować.
- Oli, czy ty wiesz, że to Stella
powinna być gwiazdą tego wieczoru? – zarechotał Victor. – W takim wdzianku
będziesz zwracać większą uwagę niż panna młoda. Ej, Adi, a ty nie będziesz
zazdrosny, kiedy wszyscy faceci będą wyrywać ci laskę?
- Victor – skarciłam go.
- Ja tylko mówię.
Podniósł ręce w geście obronnym i
ruszył do swojego pokoju. Powrócił po kilku minutach z rażąco różową marynarką.
- O fuck! Oli, dlaczego ta kiecka
jest czerwona – zbulwersował się. – Zobacz, teraz będziemy się gryźć.
- No trudno.
- Trudno? Jesteśmy świadkami. Weź
lepiej do mnie nie podchodź.
- Masz to jak w banku. Twoja
marynarka jest co najmniej… dziwna.
- Odwal się, dobrze? To nie jest
tylko ślub! To także cudowna okazja, aby znaleźć w końcu kogoś porządnego.
Stella mówiła, że wśród gości będzie paru panów, którzy powinni mi się spodobać
– powiedział, zacierając ręce. Pokręciłam głową z dezaprobatą i pogoniłam go,
bo czas już nas gonił. Nie mogliśmy się spóźnić.
Kościół udekorowany został białymi
kwiatami oraz romantycznymi świecami. Zebrani goście prezentowali się bardzo
elegancko i wytwornie, a zwłaszcza Ricardo, który chyba wziął przykład z
Xabiego Alonso. Kaka od razu zwrócił moją uwagę. Nie tylko z powodu wyglądu.
Zaskoczyło mnie to, że pojawił się na ślubie Stelli w towarzystwie pewnej
nieznanej mi kobiety. Była ładna, nawet bardzo. W podbrzuszu poczułam dziwne
ukłucie, coś jakby zazdrość. Adam ścisnął moją dłoń, a ja od razu się do niego
uśmiechnęłam.
Wiem, że mój powrót do Adama był
wielkim zaskoczeniem dla wszystkich znajomych. Ja sama nigdy bym nie
przypuszczała, że tak się właśnie stanie, ale jak to mawiał Kaka – życie pisze przeróżne scenariusze.
Zdecydowałam się dać Adamowi drugą
szansę. Urzekło mnie to, że kupił dla nas dom i pomimo tego, że to nie leżało w
jego naturze, chciał się ustatkować. Chciał tego dla mnie, bo tego
potrzebowałam. To ja wszystko psułam w naszym związku. Być może za dużo wymagałam,
nie słuchałam co do mnie mówi, a ultimatum z zaręczynami było dziecinne. Teraz
inaczej podchodzę do naszego związku i póki co wszystko układa się doskonale.
Miałam ciężki orzech do
zgryzienia, bo przecież w moim życiu i sercu pojawił się Ricky. Był dla mnie
bardzo ważny, lubiłam go, szanowałam i kochałam. Jednak nie było to tak silne
uczucie jak mi się wydawało. Kiedy zobaczyłam jak Ricardo traktuje Stellę, jak
się do niej odnosi, jak na nią patrzy, zrozumiałam, że mnie nigdy nie będzie
tak traktować. Zabolało mnie to, dlatego też dla dobra nas wszystkich,
wybaczyłam Adamowi.
I ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam
go w towarzystwie tej zjawiskowej brunetki.
- Czy ty, Stello, bierzesz sobie
za męża tego oto Rafaela?
- Tak – odparła z promiennym uśmiechem,
spoglądając z miłością w oczy swojego partnera.
- A ty, Rafaelu, bierzesz sobie
Stellę za żonę?
- Tak.
- Stello, Rafaelu, ogłaszam was
mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Rozejrzałam się po twarzach
zebranych gości. Adam posłał mi najbardziej rozbrajający uśmiech na jaki było
go stać. Rozmawialiśmy na temat naszego potencjalnego ślubu i ustaliliśmy, że
jeszcze z nim poczekamy, aczkolwiek Adamowi nagle spodobały się tematy weselne
i cieszył się jak dziecko. Victor stał po przeciwnej stronie i dyskretnie
wycierał mankietem spływające po policzkach łzy, a Ricardo uśmiechał się do
Stelli i kiedy ich spojrzenia się spotkały, puścił oczko. Chyba cieszył się jej
szczęściem.
- Poznajcie się – powiedział
Ricardo. – To jest Oliwia, a to Bella.
- Bardzo mi miło – rzekłam.
- Mi również. Ricardo wiele mi o
was opowiadał – powiedziała z uśmiechem, zerkając na mnie, Adama i Victoria.
Chciałabym powiedzieć to samo, ale
nie mogłam. Ostatnio nie miałam najlepszego kontaktu z Brazylijczykiem, mimo iż
wciąż darzyłam go wielką sympatią.
- Mam nadzieję, że same dobre
rzeczy – rzucił Victor. Ukłonił się szarmancko i odszedł w poszukiwaniu
jakiegoś wolnego mężczyzny do tańca.
- Co słychać?
- W porządku, Ricky – odparłam. –
Wydaje się, że wszystko zaczyna się układać.
- Na to wychodzi.
- A co u ciebie?
- Podobnie. Powoli zapominam o
przeszłości. Chcę na nowo zacząć żyć.
- Z Bellą? – zapytałam,
spoglądając na kobietę, która w międzyczasie odeszła w stronę baru.
- Nie znamy się długo. To siostra
żony Xabiego.
- Ale podoba ci się i lubisz ją.
Inaczej nie byłoby jej tutaj.
- Masz rację. Skoro ty mnie wysta…
Przepraszam, nie powinienem był tego mówić.
- Nie, nie. W porządku, Ricardo.
Masz całkowitą rację. Nie zachowałam się najładniej. Zasługujesz na
wyjaśnienia.
- To nie czas, ani miejsce na
takie rozmowy, prawda? – rzekł z uśmiechem. – Jeszcze będziemy mieli szansę to
sobie wyjaśnić.
- Mam nadzieję, że nie masz do
mnie żalu.
- Wiesz, że ja nie potrafię długo
się gniewać na ludzi. A tym bardziej na ciebie, bo jakby nie było, bardzo mi
pomogłaś „powrócić do świata żywych”.
- Zawsze możesz na mnie liczyć –
powiedziałam i nieśmiało cmoknęłam go w policzek.
- Tak jak ty na mnie.
- Oliwia! – Nagle koło nas pojawił
się Adam z szerokim uśmiechem na twarzy. – Twoja ulubiona piosenka! Zatańczymy?
- Pewnie. Ricardo.
- Oliwia – skinął głową.
- Dobrej zabawy! – krzyknęłam na
odchodne i zatopiłam się w tłumie roztańczonych gości.
KONIEC
__________
A więc tak... Zacznę od przeprosin, bo bardzo długo musieliście czekać na końcówkę tego opowiadania. Przyczyna? Jaki rozdział, to każdy widzi - krótki i beznadziejny, daleki od tego co chciałam osiągnąć, ale na nic więcej mnie obecnie nie stać. Na szczęście to już koniec :)
Dziękuję osobom, które tutaj zaglądały, czytały i komentowały. Uwielbiam Was!!! <3
P.S. Nie wiem co z ewentualnym nowym blogiem. Obecnie mam brak weny i wydaje mi się, że póki co rozdziały systematycznie będą ukazywać się na "Himmel hilf" i "Irina Ross", bo mam zapasy.
Wspominajcie mnie miło! :)